Sierpie艅 44 – dr Eugeniusz 艁azowski ps. „Leszcz” odbija „Cichociemnego” z r膮k sowiet贸w

„Cichociemny” Kazimierz Bernarczyk-S艂o艅ski ps. „Rango” (fot. NAC)

W sierpniu 1944 r. po wkroczeniu wojsk sowieckich do Stalowej Woli i Rozwadowa, dr Eugeniusz 艁azowski ps. „Leszcz” wraz z 偶on膮 Mari膮 ps. „Pliszka” i ich ma艂膮 c贸reczk膮 decyduj膮 si臋 opu艣ci膰 zagro偶on膮 okolic臋. W oddalonym o 20 km od Stalowej Woli Rudniku nad Sanem, znajduj膮 u zaprzyja藕nionego lekarza-konspiratora dra Kazimierza Hernicha prac臋, tam te偶 dr 艁azowski otrzymuje ostatni rozkaz dow贸dc贸w Armii Krajowej. Jak si臋 p贸藕niej okazuje ostatnim zadaniem 艁azowskich w AK jest akcja odbicia „Cichociemnego” Kazimierza Bernarczyka-S艂o艅skiego ps. „Rango” – Oficera Kedywu Okr臋gu Lw贸w.

Tak opisa艂 wydarzenia dr Eugeniusz 艁azowski ps. „Leszcz” cz艂onek rozwadowskiej Armii Krajowej okr臋gu „Niwa” (Nisko – Stalowa Wola):

Rudnik by艂 ma艂ym miasteczkiem, odleg艂ym 20 km na po艂udnie od Stalowej Woli. z chwil膮 wkroczenia wojsk radzieckich w rejon Rozwadowa, Stalowej Woli, Niska i Rudnika komuni艣ci obj臋li tam w艂adz臋. Rozpocz臋艂y si臋 aresztowania akowc贸w. Oboje z Murk膮 (偶on膮 Mari膮 – przyp. red.) i Ole艅k膮 (c贸rk膮 – przyp. red.) postanowili艣my schroni膰 si臋 chwilowo w Rudniku. Przyjaciel nasz i wypr贸bowany dzielny lekarz – konspirator, dr Kazimierz Hernich zorganizowa艂 tam prowizoryczny niewielki szpitalik pod firm膮 Polskiego Czerwonego Krzy偶a. Potrzebowa艂 pomocy i przyj膮艂 nas z otwartymi r臋kami. Zw艂aszcza Murk臋, jako bieg艂膮 laborantk臋 kliniczn膮. Moja pomoc te偶 nie by艂a do pogardzenia. Roboty by艂o w br贸d.

W takiej chwili otrzyma艂em rozkaz Armii Krajowej natychmiastowego udania si臋 do Jaros艂awia i wydobycia z tamtejszego sowieckiego szpitala wojskowego, rannego skoczka spadochronowego, oficera s艂u偶by specjalnej Polskiej Armii na Zachodzie.

-Rosjanie nie wiedz膮 jeszcze, kogo maj膮 w r臋kach. Rozkaz wykona膰 natychmiast. Kontakt na Jaros艂aw. Has艂a podane. Dalsze instrukcje na miejscu.

Nie by艂o czasu do namys艂u. Powiadomi艂em dra Hernicha, o co chodzi. Zdecydowali艣my, 偶e mam rannego przywie藕膰 do Rudnika. Tu go zadekujemy i wyleczymy.

Zawie藕li艣my Ole艅k臋 pod opiek臋 babci do Stalowej Woli i jeszcze tego samego dnia wyruszyli艣my poci膮giem do odleg艂ego o 60 km Jaros艂awia. O rannym nie wiedzieli艣my nic – ani jak ci臋偶ko jest ranny, czy si臋 nadaje do transportu? Jak go rozpozna膰 w艣r贸d rannych 偶o艂nierzy sowieckich? Ca艂a nadzieja w tym, 偶e o szczeg贸艂ach dowiemy si臋 na miejscu.

Jasne jednak by艂o, 偶e nasza akcja b臋dzie niebezpieczna. Skoczkowie spadochronowi (wtedy nie znali艣my jeszcze s艂owa „cichociemni”) byli dla Niemc贸w i Rosjan niebezpieczni jako wysokiej klasy i 艣wietnie wyszkoleni specjali艣ci we wszelkich akcjach dywersyjnych z wywiadem na czele. Odkrycie takiego cz艂owieka w艣r贸d rannych 偶o艂nierzy Armii Czerwonej to by艂by wielki sukces dla NKWD (rosyjski odpowiednik gestapo), a dla spadochroniarza – tortury w czasie przes艂uchiwania i niechybna 艣mier膰 nie tylko dla niego, lecz tak偶e dla nas, je艣li si臋 nam misja nie uda. Jednak takie my艣li nam do g艂owy nie przychodzi艂y, bo mieli艣my tylko jedno na celu: po艣piech.

Do Jaros艂awia dojechali艣my bez przyg贸d. 艁atwo nawi膮zali艣my kontakt z miejscowym AK. Dowiedzieli艣my si臋, 偶e spadochroniarz nasz jecha艂 ch艂opskim wozem, kt贸ry rozbi艂o sowieckie auto wojskowe. Mia艂 szcz臋艣cie, bo cz臋sto sowieccy kierowcy wojskowi, aby unikn膮膰 odpowiedzialno艣ci za wypadek, po prostu zabijali zranionych i 艣wiadk贸w. Tym razem natrafi艂 na dobrych ludzi. Sowieccy 偶o艂nierze zaopiekowali si臋 nim i zawie藕li do swojego szpitala wojskowego. Tam stwierdzono z艂amanie biodra i za艂o偶ono gips. W艂adzom szpitalnym poda艂 si臋 za mieszka艅ca jednej z pobliskich wsi, kt贸rej nazw臋 spostrzeg艂 na rozstaju dr贸g. W sprytny spos贸b wypatrzy艂 w艣r贸d sprz膮taj膮cych sal臋 Polk臋, kt贸rej zaufa艂 i poprosi艂 o kontakt z miejscowym AK. Dobrze trafi艂. Sta艂a si臋 jego 艂膮czniczk膮 z organizacj膮 podziemia.

Nasz pacjent le偶a艂 na og贸lnej sali w艣r贸d 偶o艂nierzy Armii Czerwonej. Nikt na niego nie zwraca艂 uwagi. Dzi臋ki tej sprz膮taczce dowiedzieli艣my si臋, pod jakim nazwiskiem zosta艂 przyj臋ty do szpitala, jak wygl膮da, w kt贸rym 艂贸偶ku le偶y. Pytali艣my te偶, czy kto艣 z pracownik贸w szpitala nim si臋 zbytnie nie interesuje. Zaniepokoi艂 nas fakt, 偶e poprzedniego wieczoru jakie艣 indywiduum dosy膰 d艂ugo z nim rozmawia艂o.

Plan wydobycia naszego „go艣cia z nieba” ze szpitala wydawa艂 si臋 prosty. Jako lekarz Polskiego Czerwonego Krzy偶a (moja legitymacja by艂a jeszcze wa偶na), mam zwolni膰 zaj臋te przez rannego Polaka 艂贸偶ko, kt贸re powinno by膰 przeznaczone dla 偶o艂nierza sowieckiego. Towarzysz膮ca mi kobieta, czyli Murka, jest kuzynk膮 rannego z pobliskiej wsi. Ja jako lekarz, bior臋 na siebie odpowiedzialno艣膰 za dalsze leczenie rannego, a ona zorganizuje dla niego opiek臋 w jego rodzinnym domu.

Nadesz艂a chwila decyduj膮cej rozmowy z komendantem szpitala. Murka wyuczy艂a si臋 na pami臋膰 wszystkich szczeg贸艂贸w rodzinnego powi膮zania z rannym. Ja przygotowa艂em si臋 do roli polskiego lekarza, kt贸remu jedynie dobro wojskowego szpitala sowieckiego le偶y na sercu.

Komendantem szpitala by艂 siwawy ju偶 pu艂kownik, mi艂y w obej艣ciu i grzeczny wobec Murki. Rozmawiali艣my przez t艂umacza. Murka nie omieszka艂a obdarzy膰 go jednym ze swych czaruj膮cych u艣miech贸w. W czasie naszej rozmowy podszed艂 do pu艂kownika jaki艣 m艂odszy oficer i co艣 mu zacz膮艂 szepta膰 do ucha. Obaj spojrzeli na mnie. „Na z艂odzieju czapka gore” – do艣wiadczy艂em tego na sobie. Przez my艣l przelecia艂o mi najgorsze: w艂a艣nie, odkryli kogo maj膮. Oby si臋 tylko opanowa膰! Nie da膰 pozna膰 po sobie, jak si臋 boj臋. Chwilk臋 poszeptali. M艂odszy oficer odszed艂. Pu艂kownik grzecznie przeprosi艂 za przerw臋. Rozmowa potoczy艂a si臋 dalej.

Pu艂kownik wys艂ucha艂 mnie, wys艂ucha艂 Murk臋, u艣miechn膮 si臋 – i rzek艂 co艣 tak uprzejmego, a przy tym tak prostego, 偶e mi a偶 dech zapar艂o: „ale偶 prosz臋 bardzo, we藕cie sobie swojego ch艂opca”… (Oficer szeptem pyta艂 pewnie pu艂kownika, co mu dzi艣 da膰 na obiad).

Jeden telefon, drugi, jaki艣 podoficer, papierek do podpisania jeden dla mnie, drugi dla Murki. Podpisa艂bym wszystko, nawet cyrograf dla Belzebuba, bo przecie偶 nie czyta艂em tego, co podpisywa艂em. Aby pr臋dzej to za艂atwi膰, aby pr臋dzej wyj艣膰…

Krytyczny moment. Starszyna, czyli sowiecki sier偶ant prowadzi nas na sal臋. Ju偶 wiem, gdzie le偶y nasz podopieczny. Unosi si臋 na 艂贸偶ku. Jego kuzynka „Murka”, biegnie ku niemu z otwartymi ramionami. Rzuci艂a mu si臋 w obj臋cia. Wzruszaj膮ca scena powitania rodzinnego, kt贸r膮 Murka doskonale odegra艂a, cho膰 ta zbytnia czu艂o艣膰 nie bardzo mi si臋 podoba艂a. Niekt贸rzy maj膮 艂zy w oczach, zw艂aszcza ranni 偶o艂nierze sowieccy z dala od swoich rodzin.

Sanitariusze ostro偶nie wynie艣li „kuzyna” na noszach. Korow贸d nasz – przez sal臋, korytarze, g艂贸wne wej艣cie opu艣ci艂 szpital. Pacjenta wygodnie umieszczono w karetce sanitarnej – jedziemy na stacj臋 kolejow膮.

Nie od rzeczy b臋dzie powiedzie膰, co si臋 dzia艂o za kulisami odegranego dramatu, o czym si臋 dowiedzia艂em p贸藕niej. Bojowa jednostka miejscowego AK gotowa by艂a do uderzenia w ka偶dej chwili niepowodzenia akcji. Celem by艂o wywie艣膰 ze szpitala „cichociemnego” i nas. Zorganizowany ju偶 by艂 transport do dobrze ukrytej meliny w lasach. Jednocze艣nie za艣, je艣li p贸jdzie wszystko dobrze transport kolejowy do Rudnika. Dzi臋ki Bogu, wszystko si臋 uda艂o bez przeszk贸d.

Na stacji ju偶 by艂o przygotowane przez zaufanych kolejarzy wygodne miejsce dla naszego pacjenta w wagonie towarowym poci膮gu jad膮cego w stron臋 Rudnika. Sanitariusze pomogli nam u艂o偶y膰 go wygodnie na noszach. Dostali od nas za to butelk臋 w贸dki. Za drug膮 butelk臋 „kupili艣my” od nich nosze. Pacjent poczu艂 si臋 bezpiecznie i wygodnie. Narzeka艂 jedynie na uporczywe sw臋dzenie cia艂a pod gipsem.

„Kuzyn” zosta艂 przyj臋ty do szpitala Polskiego Czerwonego Krzy偶a w Rudniku pod nowym nazwiskiem, jako Ryszard S艂o艅ski, z innym oczywi艣cie rodowodem jak do szpitala sowieckiego, to znaczy z inn膮 dat膮 i miejscem urodzenia i czym艣 tam jeszcze.

Kiedy z dr Hernichem zdj臋li艣my jego gips, w wyk艂adzinach pod nim, to znaczy na wacie, lanolinie, gazie i banda偶ach znale藕li艣my niesamowit膮 ilo艣膰 wszy. Spalili艣my je razem z opatrunkami.

Wypocz臋ty, ogolony i w nowym wygodnym gipsie, nasz pacjent poczu艂 si臋 dobrze, zw艂aszcza kiedy usta艂o dokuczliwe sw臋dzenie. Opowiada艂 nam o 偶yciu na Zachodzie, o Anglii i Anglikach. 艢miali艣my si臋 z anegdot i kawa艂贸w naszych „zachodnich” 偶o艂nierzy. Ryszard opowiada艂 nam o tamtejszych piosenkach. Ani s艂owa jednak, w jaki spos贸b znalaz艂 si臋 w furmance rozbitej przez samoch贸d radziecki, kiedy i gdzie wyl膮dowa艂 po skoku spadochronowym i ani s艂owa o s艂u偶bie i szkoleniu wojskowym na Zachodzie. Zreszt膮, nie pytali艣my go o to. Oczywi艣cie, nie znali艣my jego prawdziwego imienia i nazwiska. Spad艂 z nieba, i tyle…


O 鈥濸rywatnej Wojnie鈥 dr Eugeniusza 艁azowskiego ps. 鈥濴eszcz鈥 przeczytasz tutaj鈥


Kazmierz Bernarczyk-S艂o艅ski w 2008 r.

Kazmierz Bernarczyk-S艂o艅ski w 2008 r. (fot. WFDiF/youtube)

Tajemniczy „go艣膰 z nieba”

Tajemniczym „go艣ciem z nieba” kt贸rego rozkaz odbicia聽dosta艂 dr Eugeniusz 艁azowski by艂聽„Cichociemny” Kazimierz Alojzy Bernarczyk ps. „Rango”. Po akcji w szpitalu przyj膮 imi臋 Ryszard S艂o艅ski, a po wojnie nazywal siebie聽Kazimierz Bernarczyk-S艂o艅ski.

Kazimierz Bernarczyk urodzil si臋 28 lutego 1922 r. w Poznaniu. W 1939 r. przedostal si臋 do Rumunii. W lutym 1940 r. wst膮pi艂 do Polskich Si艂 Zbrojnych聽we Francji. Zosta艂 przydzielony do szwadronu karabin贸w maszynowych 24 Pu艂ku U艂an贸w, 10 Brygady Kawalerii Pancernej. Walczy艂 pod francuskim Montbard.聽Ewakuowany z Marsylii do Oranu, przez Casablank臋, Gibraltar dop艂yn膮艂 na pok艂adzie ORP ,,Wilia鈥 do Liverpoolu.聽 W Wielkiej Brytanii przeszed艂 szkolenie w dywersji i broni pancernej w Szkole Podchor膮偶ych w Achtermuchty.聽Po聽zaprzysi臋偶eniu聽w Sztabie Naczelnego Wodza 15 grundnia 1943 roku, zostal przerzucony do Neapolu i Bridnisi, gdzie zosta艂 mianowany podchor膮偶ym. Do Polski zosta艂 zrzucony z 10 na 11 maja 1944 roku w operacji lotniczej o kryptonimie „Weller 27”. Lecia艂 samolotem na plac贸wk臋 odbiorcz膮 „Nil 2”, po艂o偶on膮 19 km na po艂udniowy wsch贸d od Piotrkowa Trybunalskiego. Tymaczasem zasz艂y nieprzewidziane okoliczno艣ci uniemo偶liwiaj膮ce zrzut w zaplanowanym miejscu. Oddzia艂 partyzancki „Burza”, ktory oczekiwal na odbi贸r zrzutu, stoczy艂 9 maja walk臋 z Niemcami pod wsi膮 呕erechowa w pobli偶u plac贸wki odbiorczej. Nast臋pnego dnia Niemcy spacyfikowali wie艣 i plac贸wka nie mog艂a tam czuwa膰. Wybrano wi臋c pospiesznie nowe miejsce pod wsi膮 艢lepietnica, oddalone od poprzedniego o kilka kilometr贸w, licz膮c na to, 偶e obserwator je spostrze偶e. Udalo si臋 znakomicie. Nadlecia艂 nie jeden, lecz dwa聽samoloty – drugi z zrzutem materia艂owym. Pocz膮tkowo slu偶y艂 w w.w. oddziale partyzanckim „Burza” w 艂贸dzkim Okr臋gu AK. Po kr贸tkim czasie zosta艂 przeniesiony do Kedywu w Okr臋gu Lw贸w.

W trakcie ewakuacji z Lwowa na zach贸d, zosta艂 ranny po聽zderzeniu furmanki, na kt贸rej jecha艂 z pojazdem Armii Czerwonej, w wyniku kt贸rego znalaz艂 si臋 w sowieckim szpitalu w Jaros艂awiu. Po odbiciu przez dr Eugeniusza 艁azowskiego i jego 偶on臋 zosta艂 przewieziony do szpitala w Rudniku nad Sanem gdzie przebywa艂 do maja 1945 roku.

Po wojnie pozosta艂 w Polsce, unikn膮艂 aresztowania. Ujawni艂 si臋 22 kwietnia 1947 roku w聽Wojew贸dzkim Urz臋dzie Bezpiecze艅stwa Publicznego w Warszawie. Od tego momentu u偶ywa艂 nazwiska Kazimierz Bernaczyk-S艂o艅ski.聽W latach 1945鈥1948 studiowa艂 w Szkole G艂贸wnej Handlowej w Warszawie. W 1950 roku o偶eni艂 si臋 z Danut膮 Mischal, z kt贸r膮 mia艂 2 syn贸w – Bogdana i Stefana.

Odznaczony聽Krzy偶em Srebrnym Orderu Virtuti Militari oraz聽Krzy偶em Komandorskim Orderu Odrodzenia Polski.

Zmar艂 25 stycznia 2011 roku. Spoczywa聽na Cmentarzu Pow膮zkowskim w Warszawie.


Poni偶ej film zrealizowany przez Fundacj臋聽Flimow膮 AK pt. „My Cichociemni – g艂os 偶yj膮cych” z 2008 r., w kt贸rym wyst臋puje Kazimierz Bernarczyk-S艂o艅ski.


MW/Fundacja KEDYW

Bibliografia: Archiwum Muzeum Kierownictwa Dywersji Armii Krajowej, Dr Eugeniusz 艁azowski „Prywatna Wojna”, J臋drzej Tucholski „Cichociemni”, wikipedia.org.