Sturmwind I

Z końcem maja do stacjonujących w Lasach Janowskich i Lipskich oddziałów partyzanckich, za pośrednictwem komórek wywiadu AK Okręgu Krakowskiego zaczęły docierać informacje o przygotowywanej operacji przeciwpartyzanckiej. O koncentracji jednostek niemieckich na obrzeżach lasów informował także wywiad partyzancki. Korzystając z ostrzeżeń, jeszcze przed zamknięciem okrążenia wycofał się za San, stacjonujący w okolicy wsi Bukowa oddział AK por. Bolesława Ostrowskiego „Lancy”. Teren Lasów Janowskich opuściła też część I brygady AL im. Ziemi Lubelskiej. Na obszarze objętym operacją „Sturmwind I” pozostało kilkanaście oddziałów i mniejszych grup partyzanckich w liczbie ponad 3 tys. ludzi, które rozlokowane były w dwóch rejonach, odległych od siebie o kilkanaście kilometrów. Większość stacjonowała w Lasach Lipskich, pozostałe w okolicach wsi Kiszki i Ujście.

W okrążeniu niemieckim operacji „Sturmwind I” znalazły się oddziały:

  • Armii Krajowej i podporządkowane Armii Krajowej: oddz. NOW-AK „Ojca Jana”/”Konara (ok. 100 ludzi), pod dow. por. Bolesława Usowa „Konara”, oddz. AK „Kmicica” (Jana Orła), dow. przez por. Mieczysława Potyrańskiego „Poraja” (na czas akcji podporządkował się rozkazom „Konara”), Kurs Młodszych Dowódców Piechoty AK (szkoła podoficerska przy oddz. por. Bolesława Ostrowskiego „Lancy”) pod dow. mjr. Biedzińskiego „Żbika”
  • Armii Ludowej i podporządkowane Armii Ludowej: część I brygady AL im. Ziemi Lubelskiej pod dow. Ignacego Borkowskiego „Wicka” i wchodzący w jej skład oddział BCh pod dow. Juliana Kaczmarczyka „Lipy” (łącznie ok. 500 ludzi), brygada im. Wandy Wasilewskiej pod dow. kpt. Stanisława Szelesta (ok. 300 ludzi) oddział łącznikowy Leona Kasmana „Janowskiego” pod dow. Andrzeja Pajdy (ok. 100 ludzi)
  • radzieckie: zgrupowanie im. Aleksandra Newskiego pod dow. mjr. Wiktora Karasiowa (ok. 400 ludzi), oddział im. Nikity Chruszczowa pod dow. mjr. Włodzimierza Czepigi (310 ludzi), oddz. Ppłk. Nikołaja Prokopiuka (540 ludzi), oddz. im. Budionnego pod dow. st. lejtnanta Iwana Jakowlewa (ok. 200 ludzi), oddz. im. Suworowa pod dow. Lejtnanta Sergiusza Sankowa (ok. 70 ludzi), oddz. im. Kirowa pod dow. lejtnanta Michaiła Nadielina (ok. 70 ludzi), oddz. zbiorczy złożony z samodzielnych grup: Walentina Pielicha „Galickiego”, Aleksandra Filuka i Piotra Wasilenki pod dow. „Galickiego”
  • mieszany polsko-radziecki oddz. im. „Stalina” pod dow. Mikołaja Kunickiego „Muchy” (200 ludzi)

W początkowej fazie operacji „Sturmwind I” działania partyzanckie nie były zsynchronizowane i przebiegały bez żadnego planu a dowódcy poszczególnych oddziałów współdziałali ze sobą jedynie doraźnie. Aktywność partyzantów skupiała się głównie na rozpoznaniu nieprzyjaciela – jego sił, uzbrojenia, zgrupowań i zamierzonych kierunków działań, intensywnie działały grupy minerskie. Dochodziło już jednak do pierwszych starć przemieszczających się oddziałów partyzanckich z niemieckimi oddziałami pacyfikacyjnymi. 10 czerwca w okolicy wsi Świdry pierwszy bój nieprzyjacielem stoczył próbujący wydostać się z okrążenia oddział NOW-AK „Ojca Jana”/„Konara” oraz radzieckie oddziały „Kirowa” i „Budionnego”.

Zgodnie z założeniami sztabu gen. Haenicke 11 czerwca o godz. 8 Niemcy przystąpili do realizacji operacji „Sturmwind I”. 213 dywizja od wschodu z rejonu Biłgoraja oraz 154 i 174 dywizja od zachodu z linii Jastkowice-Lipa i Zaklików-Potoczek, rozpoczęły zaciskanie pierścienia okrążenia. Oddziały niemieckie otrzymały rozkaz przeczesywania terenu i likwidowania bądź spychania w głąb lasu napotkanych oddziałów partyzanckich. Jednocześnie na linii rzek Bukowa i Gilówka oraz wzdłuż drogi Janów-Biłgoraj rozlokowane zostały grupy zaporowe, których zadaniem było nie dopuścić do wyjścia z okrążenia jakichkolwiek oddziałów partyzanckich.obraz30

Wytyczne do walki (Kampfanweisung), załącznik do rozkazu szefa sztabu OW GG na dzień 11 IV 1944 r.:
Warunki obserwacji w lesie sprawiają, że organy ubezpieczenia lub oddziały prowadzące obronę są w dużym stopniu narażone na niebezpieczeństwo zaskoczenia i dlatego jest rzeczą szczególnie ważną tworzenie ruchliwych odwodów. Odwody są ważniejsze niż przejściowe utrzymanie terenu (…). W każdej kompanii należy tworzyć grupy kierunkowe ze specjalnie dobranych ludzi, orientujących się dobrze w lesie. Należy również przydzielać im miejscowych mieszkańców jako przewodników, wyznaczyć szperaczy i obserwatorów drzew. W walce leśnej wszyscy dowódcy powinni znajdować się na czele. Ugrupowanie i użycie siły powinno odpowiadać działaniu nieprzyjaciela i charakterowi lasu. Przeczesywanie na szerokim froncie, z zachowaniem kilkumetrowej odległości między żołnierzami, jest niecelowe. Należy raczej grupować silniejsze oddziały szturmowe, w rzadkim lesie rozluźniać je, a w gęstym skupiać i głęboko urzutować (…). Okrzykami „Hura!” i sygnałami na trąbkach sprawiać wrażenie obecności większych sił. Strzelać w biegu, aby załamać morale band.

Działania przeciwko partyzantom w Lasach Janowskich od początku operacji wspierane były z powietrza przez samoloty Luftwaffe. Niemcy przywiązywali dużą wagę do ścisłego współdziałania lotnictwa z wojskami lądowymi, zyskując w ten sposób możliwość dokładnego rozpoznania miejsc koncentracji oddziałów partyzanckich oraz znaczące wsparcie w trakcie walki. 13 czerwca na oddziały partyzanckie stacjonujące w okolicy wsi Szklarnia naprowadził bombowce samolot rozpoznawczy typu Focke-Wulf FW-189. W operacji „Sturmwind I” użyte zostały samoloty rozpoznawcze i bojowe (bombowce nurkujące Junkers Ju-87 – „Sztukas”) 4 Floty Powietrznej, stacjonujące na lotnisku pod Zamościem.

obraz31

Kolumna niemieckich samochodów w Lasach Janowskich

Do pierwszych znaczących strat po stronie partyzanckiej doszło już w pierwszym dniu operacji „Sturmwind I”. 11.06 postępujące od strony rzeki Tanew grupy zaporowe 154 dywizji i kawalerii kałmuckiej mjr. Dolla rozbiły w okolicy wsi Jarocin na stacjonujący tam oddział BCh „Straży Chłopskiej” por. Juliana Kaczmarczyka „Lipy”. W chwili ataku w obozie znajdowało się tylko 17 żołnierzy w tym dowódca – „Lipa”, zdanych wyłącznie na własne siły, gdyż najbliższe oddziały partyzanckie znajdowały się w odległości kilku kilometrów. Mimo przytłaczającej przewagi nieprzyjaciela, partyzantom udało się odeprzeć pierwsze natarcie, niestety wezwane przez Niemców odwody zmusiły oddział „Lipy” do wycofania się i zajęcia niezbyt dogodnych pozycji obronnych na skraju lasu. Nierówna walka trwała ponad trzy godziny i wobec znacznej przewagi Niemców, zakończyła się zupełnym rozbiciem oddziału, w bitwie poległ por. „Lipa”, jego zastępca „Sęp” oraz 11 partyzantów. Ocalała jedynie grupa osłonowa w sile czterech ludzi, którzy wycofali się w kierunku wsi Nalepy.

Dwa dni później – 13 czerwca, na skutek niezdecydowania dowództwa rozbiciu uległ Kurs Młodszych Dowódców Piechoty AK mjr. Biedzińskiego „Żbika”. Nierozformowany w porę kurs nie był przygotowany do ciężkich walk w okrążeniu, nie posiadał odpowiedniego uzbrojenia i amunicji. W efekcie wielu żołnierzy dostało się do niewoli niemieckiej, m.in. pod wsią Gózd Huciański w ręce wroga wpadło 16 żołnierzy AK.

obraz32

Partyzanci oddziału BCh „Straży Chłopskiej” Juliana Kaczmarczyka „Lipy”

Meldunek dzienny Dowództwa Okręgu Wojskowego z dn. 11.06:
obraz33
Koncentryczny atak zgrupowanych wokół północno-zachodniej części Lasów Biłgorajskich dywizji rezerwowych 154 i 174 i 213 dywizji ochrony, rozpoczął się zgodnie z planem w dn. 11 czerwca o godz. 8.00.
Podczas gdy opór wroga był słaby
1.północna grupa zaporowa osiągnęła linię: północne obrzeże pojezierza-Janów-droga Janów-Biłgoraj
2. południowa grupa zaporowa osiągnęła linię: Huta Krzeszowska-Jarocin-Domostwa wzdłuż rzeki Bukowej, zaatakowały grupy bojowe 154 i 174 dywizji rezerwowych z linii Rzeczyca-Zaklików z zachodu na wschód, 213 dywizja ochrony z terenu na zachód od Biłgoraja ze wschodu na zachód.
Przeciwko pozostającym w sile kompanii bandom, które na całym terenie wycofywały się do środka lasu, gdzie w zachodniej części terenów leśnych znajduje się pojezierze, zorganizowano przeczesywanie terenu na południe od tego miejsca do rzeki Bukowej. Atak 213 dywizji ochrony osiągnął linię Bukowa-Ciosmy (z wyjątkiem miejscowości).
Po dotychczasowym zachowaniu nieprzyjaciela należy się liczyć z tym, że bandy próbują wydostać się w kierunku na północny zachód lub południowy wschód.
Dowództwo Okręgu Wojskowego Generalnego Gubernatorstwa będzie w dn. 12.06. nadal prowadzić koncentryczny atak, aby zacieśnić bardziej pierścień okrążenia i uszczelnić linię odgradzającą.

Postępujące natarcie dywizji niemieckich stopniowo spychało oddziały partyzanckie w głąb Lasów Janowskich. Do 12 czerwca większość z nich znajdowała się już w rejonie Porytowego Wzgórza w trójkącie wyznaczonym wioskami: Szklarnia-Momoty Górne-Flisy i tam przygotowywała się do ewentualnej obrony.

W dniu 13 czerwca około godziny 12 w okolicy Szklarni Niemcy przeprowadzili pierwsze zmasowane natarcie na oddziały partyzanckie. Poprzedziło go silne bombardowanie wsi, gdzie umocniły się oddziały AL z brygady im. Ziemi Lubelskiej, część oddziału Pielicha, drużyna z oddziału Karasiowa i część zgrupowania Czepigi. Miały one za zadanie blokowanie drogi Janów-Krzeszów i działań nieprzyjaciela od strony północnej. Po odlocie samolotów nastąpiło natarcie piechoty niemieckiej wsparte wozami pancernymi. Partyzanci kilkakrotnie odpierali szturmujące wojska niemieckie. Dopiero po kilku godzinach pod naporem ognia nieprzyjaciel zaczął się stopniowo wycofywać. Sukces pod Szklarnią partyzanci okupili stratami: około 20 zabitych i tyluż rannych. Straty Niemców w tej bitwie oceniane są na około 100 ludzi.

Prawie równocześnie z bitwą pod Szklarnią Niemcy przypuścili atak na pozycje partyzanckie pod oddalonymi o sześć kilometrów Momotami Górnymi. Znajdujące się tam oddziały Kunickiego i Jakowlewa atakowały dwa bataliony 154 dywizji i pododdziały kawalerii kałmuckiej Dolla. Jednak i tam podejmowane kilkakrotnie próby przełamania obrony partyzanckiej zakończyły się niepowodzeniem.

Starcia, pod Szklarnią i pod Momotami mocno pokrzyżowały plany sztabu niemieckiego. Powstrzymanie nacierających dywizji wyhamowało zaciskanie pierścienia okrążenia. Zniweczony został podstawowy cel „Sturmwind I” – zakładane na 13 czerwca całkowite rozbicie oddziałów partyzanckich i zakończenie operacji.

Ważnym epizodem bitwy pod Szklarnią była zasadzka na niemiecki samochód pancerny wykonana przez patrol AL. Przy pojmanym w zasadzce oficerze w stopniu majora znaleziono raportówkę, zawierającą cenne informacje o rozmieszczeniu i planowanych ruchach niemieckich wojsk, mapy i inne dokumenty dotyczące operacji „Sturmwind I”.

Tego samego dnia patrol oddziału NOW-AK „Ojca Jana”/„Konara”, wysłany w okolice Momot Dolnych w jednym z gospodarstw na obrzeżu wsi zaatakował niemiecką obsługę dział. Zaskoczeni Niemcy ratowali się ucieczką, pozostawiając dwie haubice 75 mm, które zostały przejęte przez partyzantów. Następnego dnia w czasie bitwy na Porytowym Wzgórzu zdobyte działa wykorzystano do ostrzału pozycji niemieckich.

Już w początkowej fazie operacji „Sturmwind I” zarysowała się tendencja do koncentrowania się okrążonych oddziałów partyzanckich w rejonie Porytowego Wzgórza na terenie Lasów Janowskich, gdzie istniały dogodne warunki do ewentualnej obrony. W jednym miejscu znalazły się obok siebie oddziały radzieckie, Armii Ludowej i zgrupowanie partyzantki niepodległościowej z oddziałem NOW-AK „Ojca Jana”/„Konara” na czele.

13 czerwca, tuż po zakończeniu walk pod Szklarnią i Momotami na naradzie zwołanej z udziałem wszystkich dowódców partyzanckich zadecydowano o powołaniu wspólnego dowództwa całości zgrupowania. Na jego czele stanął najstarszy rangą ppłk Nikołaj Prokopiuk, jego zastępcą został mjr Wiktor Karasiow. W skład sztabu weszli dowódcy wszystkich oddziałów partyzanckich, wszyscy też dowódcy podporządkowali swoje oddziały jednolitemu dowództwu. Ustalono, że zgrupowanie przyjmie walkę w rejonie Porytowego Wzgórza a następnej nocy podejmie próbę wyjścia z okrążenia. Ustalenia te kwestionowało trzech dowódców radzieckich: ppłk. Pielich, mjr Czepiga i kapitan Wasilenko (podjęcie walki w warunkach narzuconych przez wroga uznawali za zaprzeczenie zasad walki partyzanckiej, sugerowali rozproszenie oddziałów i samodzielne wydostanie się każdego z nich z okrążenia jeszcze te samej nocy), niemniej jednak podporządkowali się jednolitemu dowództwu.

Natychmiast po wyłonieniu dowództwa zgrupowania rozpoczęto organizowanie stanowisk obrony. Jej struktura oparła się na trzech elementach: oddziały zajmujące w jednej linii obronę okrężną, odwody oddziałów i odwód ogólny. Przygotowano szpital polowy z lekarzami z oddziałów i częścią sanitariuszek.

Pozycje na rubieży obrony, o obwodzie 6-7 km zajęły oddziały partyzantki radzieckiej i AL. Wraz z wydzielonymi odwodami było to ok. 2500 ludzi. Odwód ogólny stanowił oddział NOW-AK „Ojca Jana”/”Konara” i część oddziału Prokopiuka w sile 420 ludzi. Przy wyznaczaniu stanowisk obrony sztab partyzancki umiejętnie wykorzystał właściwości terenu. Otwarty obszar pól uprawnych przed północno-wschodnim skrajem zajętych pozycji dawał możliwości głębokiego wglądu w przedpole i dobrego ostrzału. Od północy dostęp do pozycji partyzanckich blokowały bagna Kokoszaki. Od północnego zachodu, prowadzenie skutecznego ognia dawał spadający w kierunku nieprzyjaciela stok Porytowego Wzgórza. Od południa pozycje partyzanckie znajdowały się wśród lasu i tylko część przedpola była odkryta. Dodatkowo przecinająca okrąg obrony rzeka Branew, mogła pełnić rolę kolejnej rubieży w wypadku przełamania obrony partyzanckiej po jednej z jej stron.

obraz38

  • Kocioł należy oczyścić poprzez użycie wszystkich dostępnych sił trzech dywizji. Przy tym 213 dywizja ochrony przy dodatkowym udziale odblokowanych części Dolla przesuwa cały front w kierunku południowo-wschodniego brzegu rzeki Branew, w tym czasie dywizje rezerwowe 154 i 174 mają osiągnąć na tym samym odcinku pólnocno-zachodni brzeg rzeki we wspólnym ataku (natarciu). Należy udaremnić przekroczenie linii Branwi, także przez oddziały zwiadowcze, aby nie wystąpiły straty spowodowane przez własny ogień.

Ogólny atak rozpocząć o godzinie 5.00

  • Do 14.06. godz. 20.00 (meldunek dzienny) należy podać do Dowództwa Okręgu
  1. dokładną liczbę jeńców, ewakuowanych i liczbę ofiar
  2. liczbę zabitych wrogów (policzoną i szacowaną)
  3. własne straty

Dowódca Okręgu

14 czerwca o świcie rozpoczął się atak na pozycje partyzanckie. Punktualnie o godzinie 5 nastąpił silny ostrzał z dział i moździerzy a po kilkunastu minutach ruszyła jednocześnie z kilku kierunków piechota nieprzyjaciela.

obraz39

Fragment relacji Stanisława Puchalskiego, partyzanta z oddziału „Ojca Jana”/ ”Konara”:
Wstawał pogodny, skąpany w promieniach słońca, pamiętny dzień 14 czerwca 1944 roku. Na przekór naturze rozpoczął się potężnym hukiem eksplodujących w lesie pocisków artyleryjskich, wybuchem granatów, których echo starego lasu potęguje i zlewa w jeden potężny grzmot. Grzmot ze zmiennym natężeniem, to się wzmaga, to cichnie, by za chwilę wybuchnąć z nową siłą. Po takim przygotowaniu do akcji włączają się karabiny maszynowe. Słychać serie z różnych kierunków, trudno ustalić z którego, gdzie trwa walka. Potężny grzmot, jakby wędrujący po lesie obsadzonym przez partyzantów. Takie odnosiło się wrażenie. Niemcy celowo wstrzeliwali się w cały teren broniony przez partyzantów, by zdezorganizować obronę i wywołać panikę wśród obrońców(…). Rozpoczął się atak. Niemcy nacierali uporczywie. Gwałtowne ataki wyczuwało się po zmasowanym ogniu raz na jednym, to na innym odcinku obrony. Artyleria coraz silniej zaczęła wstrzeliwać się w pozycje obronne partyzantów.

W pierwszej fazie bitwy główny wysiłek Niemcy skierowali na oddziały broniące się na prawym brzegu rzeki Branwi. Ogromny impet tego natarcia spowodował, że już na początku udało im się zepchnąć partyzantów z linii obrony i wedrzeć na tyły brygady im. Wandy Wasilewskiej. Groźną sytuację szybko opanowano dzięki wsparciu oddziałów z odwodu ogólnego. Szczególnie intensywnie atakowany były również odcinek broniony przez oddział Czepigi i Porytowe Wzgórze. Próby zdobycia Porytowego Wzgórza Niemcy ponawiali w ciągu całego dnia wielokrotnie. Umocnienie się na tym wzniesieniu, dominującym nad terenem bitwy dawało możliwość kontrolowania ogniem znacznego obszaru zgrupowania partyzanckiego w tym także mostu łączącego oddziały walczące na prawym i lewym brzegu Branwi.
obraz40

Drugie natarcie niemieckie poprzedził nalot sześciu bombowców nurkujących „Ju-87”, który nastąpił między godziną 10 a 11. Na tym etapie bitwy dużą rolę odegrały zdobyte dzień wcześniej pod Szklarnią niemieckie dokumenty operacyjne, zawierające m.in. cenne informacje o systemie sygnalizacyjnym między oddziałami operującymi na ziemi a lotnictwem. Niemiecka piechota oznaczała swoje pozycje poprzez wyłożenie białych, trójkątnych płacht zwróconych klinami w stronę pozycji partyzanckich. Użycie tych samych sygnałów przez partyzantów dezorientowało pilotów – wprowadzeni w błąd zrzucali bomby w odległości 3-4 km od ich pozycji, część nawet na własne wojska. Tylko dwie bomby dosięgły obrony partyzanckiej nie wyrządzając jednak większych szkód. Wskutek zamieszania wywołanego błędną sygnalizacją atak z powietrza okazał się zupełnie nieskuteczny i nalotów już tego dnia nie wznowiono.

Fragment relacji Stanisława Puchalskiego, partyzanta z oddziału „Ojca Jana”/ ”Konara”:

Wtedy ujrzeliśmy unoszące się nad lasem kolorowe rakiety. Wystrzeliwało je dowództwo partyzanckie. Wykorzystano zdobyte w dniu wczorajszym plany łączności oddziałów niemieckich biorących udział w akcji. Znajdowały się w raportówce majora jadącego wozem opancerzonym, zlikwidowanego pod Szklarnią. Rakietami tymi przedłużono ogień artyleryjski. W efekcie pociski przelatując nad pozycjami partyzanckimi, rozrywały się po przeciwnej stronie pierścienia okrążającego. Niosły śmierć i zniszczenie swoim. Trzeba było przerwać ogień. Czas biegł i działał na naszą korzyść.

Po nalocie nastąpił kolejny atak niemieckiej piechoty wsparty na niektórych odcinkach wozami pancernymi. Walka toczyła się równocześnie na lewym i prawym brzegu Branwi, miejscami dochodziło do walki wręcz. Nie ustawał też ostrzał artyleryjski. Niemcy, ponosząc niezmiernie ciężkie straty w ludziach i sprzęcie, za wszelką cenę dążyli do przełamania linii obrony partyzanckiej. Po ponownie skoncentrowali wysiłek na zdobyciu Porytowego Wzgórza, gdzie broniły się oddziały Kunickiego, Jakowlewa i część 1 brygady AL. Wykorzystując wiatr wiejący w kierunku pozycji partyzanckich w kilku miejscach podpalili las. Około godziny 18 udało im się w końcu zdobyć zachodnie pasmo wzgórza, nie miało to jednak większego znaczenia dla systemu partyzanckiej obrony.

Zacięte bitwa trwała do późnych godzin wieczornych, przynosząc coraz więcej ofiar po obu walczącym stronom.

Relacja Anny Mączyńskiej „Hanki”, sanitariuszki z oddziału NOW-AK „Ojca Jana”/ „Konara”:

obraz42

Anna Mączyńska „Hanka”

Punkt sanitarny znajdował się w środku naszego wielkiego obozu. Trochę osłaniały go mizerne krzaki i leje po dawnych bojach. W tym rzekomo najbezpieczniejszym w całym kotle miejscu nie było jednak bezpiecznie. Kule gwizdały nad głowami i furczały odłamki z rozrywających się bomb i pocisków! Sanitariuszek było sporo (przeważnie Rosjanki), lecz chwilami przy nawale ogniowej nie mogłyśmy nadążyć z opatrunkami i z wynoszeniem rannych z linii silnego obstrzału. I to chociaż każda z nas dwoiła się i troiła, zapominając o zmęczeniu, pragnieniu i niemiłosiernie prażącym słońcu. A rany były okropne! Niemcy używali kul dum-dum, które przy wylocie wyszarpywały kawały ciała.

 

Podczas gdy na linii obrony partyzanckiej odpierane były ataki piechoty nieprzyjaciela, z głębi terenu zgrupowania na pozycje niemieckie kierowany był ogień ze zdobytych pod Momotami dział. Ich obsługą kierował starszy ogniomistrz Marian Mizgalski „Wrona” z oddziału NOW-AK „Ojca Jana”/„Konara”. Wystrzeliwane przez partyzantów pociski wywoływały podwójny skutek, oprócz rażenia wroga wprowadzały spore zamieszanie w jego szeregach – Niemcy przekonani, że są ostrzeliwani przez własną artylerię dawali znaki rakietami sygnalizacyjnymi, to natomiast ułatwiało namierzanie ich pozycji i celniejszy ostrzał przez artylerzystów partyzanckich.

Ostatni szturm na pozycje partyzanckie nastąpił około godziny 20.30. Tym razem główne siły Niemcy skierowali na odcinek broniony przez radzieckie oddziały Sankowa i Nadielina oraz na prawe skrzydło oddziałów Czepigi i Prokopiuka. W jednym z ataków piechocie niemieckiej udało się nawet częściowo zepchnąć zaskoczonych partyzantów z ich pozycji i wejść klinem między oddziały Sankowa i Nadielina. Zaistniała groźba wdarcia się wroga w środek zgrupowania. Do kontrataku skierowane zostały oddziały z odwodu ogólnego: „Ojca Jana”/„Konara” i cztery plutony radzieckie oraz trzy plutony Czepigi. Wspólnymi siłami wyparto nieprzyjaciela i sytuacja została opanowana. Ataki ponawiane na innych odcinkach obrony partyzanckiej przynosiły podobny rezultat. Po kolejnych nieudanych próbach jej przełamania około godziny 22 walka ustała. Tego dnia Niemcy już nie wznowili ataków, jedynie miejscami trwał jeszcze ostrzał z broni maszynowej i moździerzy. W ciągu całego dnia bitwy na Porytowym Wzgórzu partyzanci odparli łącznie ponad 50 ataków nieprzyjaciela. Mimo wielokrotnej przewagi sił, użycia artylerii i samolotów, kolejny raz nie udało się Niemcom przełamać ich obrony i rozbić zgrupowania.

Meldunek dowództwa OW GG z działań 14 czerwca 1944 r.:
Dowództwo Okręgu Wojskowego przystąpiło 14 VI o godz. 5.00 wszystkimi trzema dywizjami (154 i 174 dywizje rezerwowe i 213 dywizja ochrony) do dalszego uderzenia. Podczas całego dnia walki istniała styczność bojowa z nieprzyjacielem. Bandy próbowały ponadto kilkakrotnie przebić się przez pierścień okrążenia na północny wschód. Wszystkie próby przebicia zostały odrzucone. Siły band są obecnie stłoczone razem w rejonie o szerokości 1 km i głębokości 1,5 km, po obu stronach Branwi – 9 km na południowy wschód od Janowa. W ciągu dnia dzisiejszego nie nastąpiło jeszcze zupełne zniszczenie tej części nieprzyjaciela. Większość nieprzyjaciela uzbrojona w broń maszynową, broni się uporczywie w znajdującym się w środku walki umocnionym obozie. Nieprzejrzysty teren i bagnisty rejon utrudnia walkę. Dowództwo Okręgu Wojskowego przygotuje się w nocy z 14 na 15 VI do szturmu na obóz band, rozpozna w szczególności możliwe do przejścia tereny i przystąpi 15 VI, po zakończeniu przygotowań pod jednolitym dowództwem, do szturmu.

W założeniach dowództwa zgrupowania partyzanckiego bitwa stoczona w rejonie Porytowego Wzgórza miała stworzyć lepsze warunki do wydostania się poza pierścień okrążenia, m.in. przez zmuszenie Niemców do rozwinięcia swych sił i wyczerpanie ich w walce. Dlatego też zaraz po ustaniu walk zapadła decyzja, aby zgodnie z ustaleniami podjętymi przed bitwą, nocą podjąć próbę przebicia się do Puszczy Solskiej. Decyzji tej nie podporządkowały się radzieckie oddziały Czepigi i Wasilenki, których dowódcy podjęli decyzję o samodzielnym wyjściu z okrążenia. Od godziny 22.30 do północy, pod osłoną ciemności trwało wycofywanie oddziałów z pozycji i formowanie kolumny. Na jej czoło wystawiono oddział szturmowy, który po dotarciu do pozycji niemieckich miał za zadanie jak najszybciej przebić się na ich tyły niszcząc po drodze napotkane gniazda oporu przeciwnika. Jednym z przewodników zgrupowania wyznaczony został miejscowy partyzant, znając las Antoni Nowosad „Murzyn” z oddziału NOW-AK „Ojca Jana”/„Konara”.

Relacja Antoniego Nowosada ps. „Murzyn”:

obraz45

Partyzanci z oddziału „Ojca Jana”/”Konara”, Od lewej Stanislaw Bogacz ps. „Bocian”, (NN) ps. Rzeżucha”, Kazimierz gajda ps. „Orlę”, (NN) ps. „Filozof”, (NN) ps. Albin”, klęczy Antoni Nowosad „Murzyn”, jeden z przewodników zgrupowania partyzanckiego podczas wyjścia z okrążenia, w środku

Jest parę minut po północy. Znakiem krzyża rozpoczynam ten niezwykły marsz – wyjście z okrążenia! Szperacze i saperzy-minerzy idą tuż przede mną i obok mnie z prawej i z lewej strony osi marszu. Obecność saperów uwarunkowana była tym, że hitlerowcy na wielu drogach i ścieżkach leśnych, oraz przesiekach wiodących od Porytowego Wzgórza porozciągali linki, czy druty, których zahaczenie nogą lub ręką powodowało odpalenie rakiet oświetlających, względnie wybuch miny. Było to sygnałem dla karabinów ustawionych na dozorach nocnych. Nasi szperacze, co pewien czas odkrywali takie pułapki i unieszkodliwiali je. Jak duchy wyszliśmy ze starodrzewia. Kończy się opiekuńcza ściana lasu. Teraz przed nami będą tylko uprawy i młodniki sosnowe. Idę na przód, ale czuję z tyłu dwóch specjalnie przydzielonych opiekunów – chyba nie specjalnie nam ufano? (…) Po wyprowadzeniu kolumny szturmowej z lasu, jeszcze na około 300 metrów, po najbliższym otoczeniu zorientowałem się, że idziemy prosto na okopy niemieckie! Zadrżałem…(…) Kocim krokiem zbliżamy się do niemieckich okopów – a tam dziwna cisza. Dziwnym mi się wydaje, że z tego kierunku, do chwili obecnej nie zaobserwowałem żadnej rakiety, żadnej serii pocisków świetlnych… (…) Już widać żółty piasek. Okopy… Skok w nie! Cisza. W pierwszym rowie strzeleckim Niemców nie ma! (…) Idziemy dalej szykiem ubezpieczonym. Po Niemcach i za nami zostały tylko w czerni nocy bielejące okopy. (…) Serce moje bije coraz gwałtowniej, bo oto dochodzimy do najbardziej niebezpiecznego odcinka drogi podczas wyjścia z okrążenia. Jest to mostek na rzece Bukowa, a tuż za nim styk wsi Ujście i Kiszki. Koniec naszej wędrówki i ostatnie uderzenie, bo wsie na pewno obsadzone są przez Niemców. (…) Dochodzimy do znajomej mi stodoły, przez której wrota tylekroć razy przejeżdżaliśmy i przechodziliśmy na akcje w różnych kierunkach z różnych miejsc postoju, tak z leśnych biwaków, jak też z dwugajówki Szewce, omijając zabudowania wsi. Szperacze szybko „obskoczyli” zabudowania wsi, nie znajdując w nich Niemców. Następnie prawie niedosłyszalnie skrzypnęły otwierane wrota stodoły i przeszedłszy przez podwórze, przeskoczyliśmy drogę Ujście-Kiszki. Za chwilę byliśmy w drągowinie, przy drodze z Kiszek do Szeligi. Tymczasem szperacze ustalili szerokość luki w nocnych stanowiskach niemieckich, zakwaterowanych we wsiach Ujście i Kiszki. Wystawiono ubezpieczenia w kierunkach wroga, a łącznicy przeprowadzali kolumny. Ja czekałem na swojego zmiennika, który miał dalej poprowadzić oddziały radzieckie i partyzantkę komunistyczną. Będąc już za pierścieniem okrążenia i korzystając z wytchnienia, dziękuję Panu Bogu i Matce Najświętszej za szczęśliwe wyjście z okrążenia! Zaczyna już powoli niebo jaśnieć od strony wschodniej. Zbliża się świt… Nagle od strony Ujścia zerwała się gwałtowna strzelanina. To wróg, zerwany ze snu wściekle ostrzeliwuje las, nie wiedząc gdzie my jesteśmy, ponieważ ogień jest prowadzony z ubezpieczeń w lesie, na drodze i kolumn dochodzących do drogi. Lecą serie z KM-ów i pistoletów maszynowych. Pociski świetlne znaczą ich pułap. Kolumny, które jeszcze nie zdążyły pokonać drogi, skokami ją przekraczają, a wozy przejeżdżają na przeciwległą stronę na „pełnym gazie”, co koń wyskoczy. Tylko ubezpieczenia boczne i tylne nie pozwalają Niemcom zamknąć luki, którą wydostają się ostatnie kolumny partyzanckie. Strzelanina powstała, gdy już trzy czwarte zgrupowania było poza pierścieniem wojsk niemieckich. Stąd ich ocena, że tylko niewielki oddział wydostał się z okrążenia. Moja grupa szturmowa otrzymuje rozkaz natychmiastowego wyruszenia jako ubezpieczenie w kierunku wsi Szeliga i Ciosmy. A zmiennika nie mam. Muszę prowadzić dalej, zamiast dołączyć do oddziału.

Rankiem 15 czerwca wraz z przekroczeniem rzeki Bukowej, dowództwo ogólne zgrupowania uznało za zakończony manewr wyjścia z okrążenia. Z tą chwilą wygasły jego kompetencje a poszczególne oddziały mogły działać samodzielnie. Po postoju we wsiach Szeliga i Ciosmy większość oddziałów AL i radzieckich ruszyła w kierunku Puszczy Solskiej. W Lasach Janowskich pozostała grupa partyzantów (część 3 kompanii) z 1 brygady AL im. Ziemi Lubelskiej, która powróciła w rejon Jarocina, oraz oddział NOW-AK „Ojca Jana”/„Konara”, który ukrył się wśród bagien na niewielkiej wyspie zwanej „Kruć”.

Wyjście z okrążenia liczącego około 3 tys. ludzi zgrupowania partyzanckiego było efektownym zakończeniem bitwy. Pozwoliło uniknąć strat w ludziach, umożliwiło odpoczynek, uporządkowanie i przemieszczenie się oddziałów partyzanckich na południe, a u Niemców wywołało dezorientację. Niemieckie dywizje jeszcze 16 czerwca przeczesywały okolice wsi Flisy i Szeliga a więc tereny opuszczone przez partyzantów.

Bitwa na Porytowym Wzgórzu, wyjście z okrążenia a następnie udany przemarsz w kierunku Puszczy Solskiej uznawane są za wielki sukces zgrupowania partyzanckiego, chociaż nie obyło się bez strat. Według Nikołaja Prokopiuka, powołującego się na informacje zawarte w zachowanych materiałach połączonego sztabu, w samej tylko bitwie na Porytowym Wzgórzu było 105 zabitych, 22 zaginionych i 104 rannych partyzantów. Do tej liczby należy jednak dodać co najmniej 40 poległych i zaginionych partyzantów z rozbitych oddziałów Czepigi i Wasilenki. Straty te miały miejsce po rozbiciu wymienionych oddziałów przez nieprzyjaciela w nocy z 14 na 15 czerwca, podczas ich próby przebicia się w kierunku zachodnim. Ponadto w bitwie pod Jarocinem 11 czerwca zginęło 13 partyzantów z oddziału BCh „Lipy”. 13 czerwca pod Szklarnią około 20 partyzantów zginęło i około 20 zostało rannych. Tego samego dnia został rozbity Kurs Młodszych Dowódców Piechoty AK, którego 16 żołnierzy dostało się do niewoli. Wielu innych partyzantów uznanych za zaginionych dostało się do niewoli niemieckiej, gdzie ponieśli śmierć. W Harasiukach, gdzie gestapo zorganizowało prowizoryczny obóz na czas operacji w dniach 11-20 czerwca rozstrzelano około 100 osób, w tym około 40 partyzantów. Podobny obóz funkcjonował również w Biłgoraju. Ogólnie szacuje się, że podczas działań przeciwpartyzanckich w Lasach Janowskich i Lipskich poległo około 200 partyzantów.

Bilans operacji „Sturmwind I” przedstawiał się zdecydowanie bardziej niekorzystnie po stronie niemieckiej. Straty tylko trzech dywizji, bez uwzględnienia oddziałów wojskowych i policyjnych im przydzielonych na czas operacji wynosiły 495 zabitych. Do tego należy jeszcze dodać rannych, których liczbę trudno oszacować. Według dr. Jeremiasza Sowiakowskiego ówczesnego dyrektora szpitala w Janowie Lubelskim w dniu 14 czerwca przez szpital janowski przeszło 1250 rannych. Część z nich (ok. 150) opatrywano bezpośrednio na samochodach, którymi byli przywożeni.

Straty w ludziach i sprzęcie poniesione w takcie walk w Lasach Janowskich i Lipskich uznawane są za najwyższe, jakie okupant poniósł w operacji przeciwpartyzanckiej na ziemiach polskich i rzadko spotykane w innych bitwach partyzanckich II wojny światowej. Przede wszystkim jednak zupełnym fiaskiem zakończyła się sama operacja „Sturmwind I”. Skuteczny opór partyzantów i udany manewr wyjścia z okrążenia wpłynęły na przedłużenie działań niemieckich na obszarze Lasów Janowskich i Lipskich o trzy dni. Nie został zrealizowany główny cel „Sturmwind I”, czyli okrążenie i zniszczenie zgrupowania partyzanckiego. Co więcej, oddziały partyzanckie po wyjściu z okrążenia, choć osłabione zachowały pełną zdolność bojową i mogły kontynuowały walkę. Wiele z nich uczestniczyło w kolejnym etapie operacji przeciwpartyzanckiej („Sturmwind II”), prowadzonym na terenie Puszczy Solskiej w dniach 21-26 czerwca.

Operacja „Sturmwind I” poza działaniami ściśle wojskowymi, wymierzonymi w oddziały partyzanckie, uwzględniała również przeprowadzenie zakrojonej na szeroką skalę akcji pacyfikacyjnej, skierowanej przeciwko ludności cywilnej.

Wyższy Dowódca SS i Policji w GG Wilhelm Koppe, 6 czerwca 1944 r.:

Wehrmacht stoi na słusznym stanowisku, że wszyscy przebywający na tym terenie mężczyźni w wieku od lat 16 do 60 powinni być wytępieni. Znajdujące się na tym obszarze wsie są tak przeżarte bandytyzmem, iż nasuwa się przypuszczenie, że mężczyźni w przytłaczającej większości są czynnymi członkami band. Kobiety i dzieci wywiezie się do Rzeszy. Spalenie kilku miejscowości na tym terenie będzie nieuniknione, w przeciwnym razie bowiem byłyby one nadal ośrodkami bandytyzmu.

Fragment rozkazu szefa sztabu OW GG na dzień 11 VI 1944 r.

W walce z bandytami nie nakładać na wojska żadnych ograniczeń. Jeżeli wymaga tego wykonanie zadań bojowych, to odpadają wszelkie względy wobec kobiet i dzieci.

Pacyfikacja Momot Górnych 13 czerwca 1944 r. – relacja Marii Deresz:

Od strony Huty Krzeszowskiej przez pola i zboża pędzili na małych czarnych konikach rozwścieczeni i zamroczeni alkoholem Kałmuccy faszyści. Twarze ich straszne, oczy skośne a przy tym wrzeszczeli swoim niezrozumiałym dla nas językiem. Po wsi jechali ile koń wyskoczy w pozycji prawie leżącej i trzymając się grzywy konia strzelali w podwórza i domostwa. Prawdziwy najazd Tatarów… Przestraszeni ludzie, widząc oszalałą dzicz uciekali gdzie kto mógł. Zapanowała we wsi straszna panika.

Podczas operacji „Sturmwind I” Niemcy 13 czerwca we wsi Kiszki zabili 5 osób (1 os. zastrzelili, 4 spalili żywcem). Spalona została wieś. W Szewcach zabili 2 osoby i spalili całą wieś. W Ujściu zabili 16 osób i spalili 22 gospodarstwa. W Szklarni zabili 3 osoby, we Flisach 4 osoby. Z dymem zostały puszczone Flisy, Szklarnia i inne wsie położone w głębi lasów. W dniach 10-14 czerwca we wsi Gózd Huciański rozstrzelali 6 osób, a jedna kobieta została zgwałcona przez Kałmuków i zamordowana. We wsi Huta Krzeszowska rozstrzelali 3 osoby w tym księdza. We wsi Huta Nowa 2 piętnastoletnie dziewczyny zostały kilkakrotnie zgwałcone przez Kałmuków, a następnie zamordowane. We wsi Huta Podgórna Niemcy rozstrzelali 6 mężczyzn. We wsi Maziarnia rozstrzelali 2 osoby. We wsi Momoty Dolne 10-14 czerwca rozstrzelali 30 nieznanych osób (prawdopodobnie schwytanych do niewoli partyzantów) a 17 czerwca kolejne 8 osób. We wsi Momoty Górne rozstrzelali 16 osób w tym również kilku partyzantów. We wsi Sieraków rozstrzelali 4 osoby. 13 czerwca na cmentarzu w Janowie rozstrzelali 8 osób. Wiele osób zginęło też w obozach gestapo w Harasiukach (60 os.) i w Biłgoraju, gdzie Niemcy osadzili około 4000 osób z terenów objętych operacją „Sturmwind I”. Około 300 osób mogło zginąć w schronach i kryjówkach leśnych. Kałmucy i żołnierze niemieccy bardzo często mordowali tych ludzi na miejscu wrzucając granaty do odkrytych schronów.

Niech się zawsze w pamięci zostanie,
Chwała Polski – partyzancka brać!
Nie wiedzieli, czy jutro ich stanie,
Byle wrogów przeklętych wciąż prać.
Nie wiedzieli, co trudy i znoje,
Nie wiedzieli skąd byli i z kim.
Własny kąt i choć łóżko mieć swoje
Wydawało się złudą i snem.

I walczyli wciąż cicho, z ukrycia,
Ze wszystkimi, co zdradzili kraj,
Nie żałując ni kuli, ni życia,
Twierdzą było im pole i gaj.

Nie walczyli dla krzyży i chwały,
Partyzancka to dola już jest,
A na grobie gdzieś krzyżyk koślawy,
Czasem mokry od czyichś tam łez.

Tekst piosenki ułożony przez partyzantów
z oddziału NOW-AK „Ojca Jana”/”Konara”

 

Bibligrafia: HISTORYCZNA KUŹNIA POMYSŁÓW LO im. Bohaterów Porytowego Wzgórza w Janowie Lubelskim, Opracował Piotr Widz (Muzeum Regionalne w Janowie Lubelskim) [Dane na podst.: Ankietyzacja miejsc i faktów zbrodni hitlerowskich – powiat Janów Lubelski, archiwum Instytutu Pamięci Narodowej o/Lublin (dalej IPN), sygn. Lu 1/13/28; Rejestr miejsc i faktów zbrodni, powiat Janów Lubelski – pacyfikacje IPN sygn. Lu 1/14/14 i 15; Spis mieszkańców powiatu janowskiego zamordowanych w okresie okupacji, arch. Muzeum Regionalnego w Janowie Lubelskim, bez sygnatury; Jerzy Markiewicz: Partyzancki kraj]


Pierwsze w Polsce Muzeum Kedywu – elitarnego pionu dywersyjnego Armii Krajowej powstaje w czynie społecznym z inicjatywy Fundacji KEDYW. Nasza działalność opiera się na wolontariacie i darowiznach ludzi dobrej woli. Bez twojego wsparcia nie osiągniemy celu! WESPRZYJ NAS! 

Konto bankowe: SANBank Nadsański Bank Spółdzielczy
Nr konta: 05 9430 0006 0046 7597 2000 0001
KOD SWIFT: POLUPLPR
Lub bezpiecznie kartą płatniczą przez system płatności PayPal