Akcja „31” – Nieudane odbicie komendanta Kazimierza Pilata z więzień Gestapo w Stalowej Woli

©Fundacja KEDYW

Dawna siedziba i więzienie Gestapo przy dzisiejszej ul. ks. Skoczyńskiego 26 (fot. MKDAK)

18 marca 1944 roku padł rozkaz o odwołaniu akcji „31” w Stalowej Woli, której celem było odbicie z niemieckiego więzienia komendanta Obwodu Nisko–Stalowa Wola Armii Krajowej kpt. Kazimierza Pilata „Zarembę” oraz innych więzionych przez Niemców w siedzibie Gestapo w Stalowej Woli.

©Fundacja KEDYW

Kazimierz Pilat ps. „Zaremba” (fot. Muzeum Regionalne w Stalowej Woli)

Akcja skrupulatnie przygotowywana od kilku dni, prawdopodobnie nie doszła do skutku z powodu zbyt wysokiego ryzyka. Mogła bowiem ucierpieć stalowowolska społeczność, wobec której okupant mógł zastosować represje. Cały plan odbicia Pilata odwołany został z chwilą otrzymania wiadomości o śmierci komendanta.

Samo aresztowanie komendanta Obwodu Nisko-Stalowa Wola Armii Krajowej kpt. Kazimierza Pilata ps. „Zaremba”, wywołało nie mały strach wśród wszystkich konspiratorów ze Stalowej Woli i Rozwadowa. Stąd informacja o jego uwięzieniu jeszcze tego samego dnia trafiła do dowództwa Podokręgu AK Rzeszów (krypt. „Woda”) i Inspektoratu AK Mielec (krypt. „Nowela”). Wówczas komendant „Noweli” mjr Stefan Łuczyński ps. „Boryna” podjął decyzję o jak najszybszym przeprowadzeniu akcji odbicia Pilata. Celem miało być więzienie tajnej policji Gestapo przy ówczesnej ul. Bismarckstrasse (przedwojenna E-P, dziś ul. ks. Skoczyńskiego 26) w Stalowej Woli.

Dzień po aresztowaniu „Zaremby”

Z raportu do Podokręgu AK Rzeszów wynika, że razem z Pilatem w piwnicach Gestapo przebywało jeszcze około 30 osób związanych z działalnością konspiracyjną w strukturach AK. W ten sposób ranga tej akcji z automatu została uznana za trudniejszą w realizacji. Dlatego też nowym dowódcą akcji, która później otrzymała kryptonim „31”, został sam oficer dywersji Kedywu podokręgu „Wody” (Rzeszów) Zenon Sobota „Świda”. Przemawiało za nim m.in. wcześniejsze opanowania więzienia w Jaśle i uwolnienie stamtąd wszystkich aresztowanych.

Pierwsze rozkazy „Świdy” dotyczyły raczej kwestii formalnych, wynikających z zaistniałej sytuacji, jak również wydanie wytycznych, co do postawienia w stan gotowości pierwszych zespołów bojowych. Jednym z nich była grupa Kedywu pod dowództwem Stanisława Bełżyńskiego „Kreta”, w skład której weszło 12 żołnierzy zaopatrzonych w broń krótką, maszynową oraz granaty. Dodatkowo zaalarmowany został Podokręg „Woda” i Obwód „Jesiotr” (Jarosław) na wypadek ewentualnego przewiezienia tam właśnie więźniów ze Stalowej Woli. Wówczas akcja odbicia mogłaby być przeprowadzona w Rzeszowie lub Jarosławiu.

Stan gotowości

©Fundacja KEDYW

Zenon Sobota ps. „Świda”

Kwatera przewidziana dla sztabu kierowania akcją „31” ulokowana została w Rozwadowie. Tam właśnie podjęto decyzję, że uderzenie nastąpi w czwartek 16 marca, o godzinie 21.30. W akcję zaangażowanych zostało blisko 100 osób, w tym oddziały AK m.in. tarnobrzeskich „Jędrusiów”, „Tygrysa” (Mikołaja Turczyna), „Lwa” (Henryka Paterka), czy „Kmicica” (Jana Orła-Wysockiego). Sam plan odbicia więźniów wydawał się precyzyjny, dopracowany w najmniejszych szczegółach. Świadczyć może o tym fragment z raportu akcji: „W związku z przewidzianym wycofaniem oddziałów i ewakuacją odbitych więźniów za San przygotowano środki przewozowe w postaci 2 łodzi o łącznej pojemności na 18 osób. W dniu akcji dojdzie jeszcze 2 łodzie na około 20 osób. Dla zabezpieczenia przewozu oddziałów i więźniów przygotowano utworzenie na obu brzegach Sanu odpowiednio bronionych przyczółków”.

Akcję uderzenia na Gestapo miał poprzedzić szereg wydarzeń. Dokładnie o godzinie 21, miał się rozpocząć alarm lotniczy dla Stalowej Woli, następnie miała zostać zerwana wszelka łączność telefoniczna i telegraficzna. Sam atak poprzedzony miał być serią detonacji na mieście. Wszystko po to, by w poczynania Niemców, wprowadzić jak największe zamieszanie. Zadbano również o fałszywy przekaz dowódców akcji. W tym celu zbiegłych z niewoli niemieckiej czterech Sowietów miało w języku rosyjskim wydawać rozkazy, gdyby nagle doszło do potyczki z Wehrmachtem (stacjonowali wówczas w budynku gimnazjum w pobliżu Gestapo). Jednak tego dnia na odprawie dowódców grup uderzeniowych podjęto decyzję, by akcja „31” przeniesiona została na kolejny dzień.

Tragiczna wiadomość i jej konsekwencje

W piątek 17 marca rozpoczęło się drugie podejście w kwestii ratowania komendanta „Zaremby”. O zmierzchu wszyscy byli już na swoich stanowiskach. Zostały zablokowane drogi łączące Rozwadów ze Stalową Wolą i Niskiem. W Jastkowicach czekały już kwatery dla ewentualnych rannych. Obstawiona została cała niemiecka dzielnica. Stanisław Bełżyński „Kret” i Stanisław Sołtys „Wójt” (oficerowie Kedywu) czekali na rozwój sytuacji. Pierwszy z nich, po wysadzeniu drzwi wejściowych miał wejść do budynku wraz ze swoją grupą uderzeniową w składzie: „Mały” (Zygmunt Kajzer), „Kot”, „Groźny” (Feliks Ambrozik) i „Ostoja” (Zbigniew Pilawski). Drugi wraz z trójką swoich żołnierzy miał uwolnić więźniów.
Jednak po raz kolejny akcja przesunięta została na kolejny dzień. W sprawozdaniu placówki AK „Wilcze Łyko” (Rozwadów) zaraportowane zostało, że powodem odłożenia akcji było „ostre pogotowie zarządzone przez wroga”.

Kolejny dzień, kolejna mobilizacja. Wszyscy na stanowiskach. Wydaje się, że konfrontacja z Niemcami jest nieunikniona i wtedy na odprawie podjęte zostaje ustalenie o całkowitym zerwaniu gotowości do ataku. Powód? Informacja o śmierci komendanta kpt. inż. Kazimierza Pilata. Tę smutną wiadomość miał przekazać niemiecki lekarz naczelny dr Richard Herbold, a jej odbiorcą został dr Henryk Trojanowski ps. „Lena”, lekarz stalowowolskiej AK.

Słuszność odwołania całej akcji, nieprzeprowadzenia próby ratunku komendanta Pilata i pozostałych więźniów, budzi bądź, co bądź wiele kontrowersji. Jedną z nich może być fakt, oddelegowania „Świdy” w najbardziej zaawansowanym momencie akcji „31” do Krakowa celem odbicia z tamtejszego więzienia Władysława Banasia (ta akcja również nie doszła do skutku). Niektórzy zaangażowani w tę akcję wspominali również o słabym uzbrojeniu oddziałów, jak również o ewentualnych represjach, które po akcji mogłyby spaść na miejscową ludności. Dziś trudno dociekać faktycznych przyczyn takiego rozwoju wydarzeń z połowy marca 1944 roku. Sam Komendant Pilat w toku brutalnego śledztwa, ciężkich tortur nikogo nie wydał i nie wsypał. Podobno przed śmiercią miał powiedzieć do współwięźniów: „Boli mnie strasznie głowa. Powiedzcie, że nikogo nie zdradziłem”.

Mikołaj Fołta

Bibliografia: Archiwum Muzeum Kierownictwa Dywersji Armii Krajowej (w organizacji), Walenty Sowa „Zginął jak bohater”, Dionizy Garbacz „Brunatne lata”.

© COPYRIGHT 2016-2024. Wszelkie Prawa zastrzeżone. Kopiowanie tekstów, zdjęć lub filmów bez zgody zabronione!