Lipiec ’44 – Niemcy rozpoczynają odwrót ze Stalowej Woli

Niemcy maszerują ul. Rozwadowską przez Rozwadów (obecnie dzielnica Stalowej Woli). W tle z lewej strony wciąż istniejąca kapliczka św. Jana Nepomucena (fot. zbiory Karola Karbarza)

Niemcy odnosząc klęskę na wschodnim froncie z nacierającymi od wschodu wojskami sowieckiej Armii Czerwonej, rozpoczęli końcem lipca 1944 r. rabować zakłady zbrojeniowe „Stahlwerke Braunschweig GmbH – Werk Stalowa Wola” (okupowane Zakłady Południowe COP). Niemcy na szybko rozpoczęli demontaż maszyn i wyposażenia nowoczesnych Zakładów Południowych (COP) otwartych zaledwie miesiąc przed niemiecką agresją na Polskę. Choć niemiecka okupacja Stalowej Woli zmierzała ku końcowi, Niemcy nie przestawali do samego końca polować na żołnierzy polskiego ruchu oporu.

Końcem lipca mocno osłabione przez Niemców szeregi Armii Krajowej w Obwodzie Nisko-Stalowa Wola nie były w stanie zrealizować zamierzonych działań w ramach ogólnopolskiej akcji „Burza”, w ramach której plany zakładały zabezpieczenie majątku Zakładów Południowych (COP) przemianowanych przez Niemców początkowo na zakłady zbrojeniowe „Herman Göring Stahlwerke – Werk Stalowa Wola” i poźniej „Stahlwerke Braunschweig GmbH – Werk Stalowa Wola”. Nie udało się Armii Krajowej zabezpieczyć miasta ani też ZP. Nie było też mowy o wyruszeniu w stronę Warszawy na planowane ogólnopolskie powstanie ponieważ stalowowolskie struktury AK, znalazły się na skraju rozsypki dzięki skutecznym działaniom Niemców.

Grabież Zakładów Południowych (COP)

Choć Niemcy byli już w odwrocie to i tak posiadali jeszcze spore zasoby wojsk i siły militarnej żeby łatwo zlikwidować jakiekolwiek przejawy oporu ze strony stalowowolskiej AK. Polakom pozostawało jedynie nie pokazywać się w pracy i nie uczestniczyć czynnie w demontażu Zakładu. Ci co pozostali w pracy skrywali wszystko, co przedstawiało jakąkolwiek wartość do ponownego uruchomienia ZP w późniejszym czasie. Aby spowolnić niemiecką grabież, wielu pracowników nie zgłaszało się w tym czasie do pracy, niestety byli też tacy, którzy przestraszeni przez niemieckiego dyrektora Zakładów Kurta Scholze groźbami, że Sowieci będą mordować Polaków, gorliwie pomagali ładować transporty ze zrabowanymi maszynami i chętnie później ewakuowali się z niemieckim transportem na zachód.

Mimo wszelkich starań Polaków i drobnego oporu, Niemcom udało się wywieźć kilka dużych transportów maszyn i urządzeń zrabowanych z Zakładów Południowych w Stalowej Woli. Niemcy z ZP wywieźli potężny tabor zawierający około 306 silników elektrycznych, 174 obrabiarki oraz sporo różnego rodzaju aparatury kontrolno-pomiarowej. Niemcy wywieźli także wszystkie kadzie lejnicze z odlewni.

©Fundacja KEDYW
Rozgrabiona przez Niemców stalownia Zakładów Południowych (fot. zbiory D. Garbacza)

 

©Fundacja KEDYW
Rozgrabiona przez Niemców hala zakładu mechanicznego Zakładów Południowych (fot. zbiory D. Garbacza)

Panika wśród Niemców

Niemieccy cywile zamieszkujący dzielnicę „Nur für Deutsche” (obecnie osiedle Śródmieście) jako pierwsi zaczęli ewakuację ze Stalowej Woli. Później ewakuowało się wojsko, które do końca zabezpieczało transporty zagrabionych polskich towarów. Resztki żyjących jeszcze w obozie na terenie ZP Żydów, wysłane zostały razem z transportem kolejowym zagrabionych towarów na zachód w głąb III Rzeszy. Gestapo opuściło też swój gmach przy ulicy Bismarckstrasse (obecnie ul. ks. Józefa Skoczyńskiego 26). Nieco dłużej została straż przemysłowa „Werkschutz”, która pilnowała porządku. Z wojsk niemieckich w Stalowej Woli pozostał tylko jeden oddział Wehrmachtu, którego zadaniem było zabezpieczać wycofujących się Niemców przed ewentualnym atakiem Sowietów, którzy pojawili się w Stalowej Woli 1 sierpnia 1944 r. zaskakując Niemców.

W ostatnich dniach lipca 1944 r. w Stalowej Woli zapanował chaos. Polska ludność zaczęła rabować niemieckie sklepy i magazyny, które Niemcy pozostawili na pastwę losu po zaopatrzeniu swoich żołnierzy. Wycofujące się wojska niemieckie nie pilnowały już porządku. Jedyny cel jaki mieli był szybki demontaż ZP i zabezpieczanie wycofujących się żołnierzy. Sklepy operowane przez polskich właścicieli w tym czasie pozostały nietknięte.

Do końca polowali na ludzi ruchu oporu

Choć Niemcy byli już w odwrocie i ludność cywilna pozostawała bez szczególnego nadzoru, to jednak nie ustawali oni w wyszukiwaniu i likwidowaniu żołnierzy ruchu oporu. Ostatnie dni lipca 1944 roku na terenie Rozwadowa odnotował w swojej książce pt. „Prywatna Wojna” dr. Eugeniusz Łazowski ps. „Leszcz” (żołnierz i lekarz NOW i AK), którego namierzyło niemieckie Gestapo w ostatnich dniach lipca. Wówczas ostrzeżony przez znajomego volksdeutscha o poszukujących go Niemcach, Łazowski jak stał ewakuował się wraz z rodziną. Niemcy choć dowiedzieli się o jego działalności w ruchu oporu, jednak nie mieli większej wiedzy o sztucznej epidemii tyfusu plamistego jaką wywołał z kolegą dr Matulewiczem na terenie Rozwadowa i okolic. Poniżej fragment wspomnień dra Eugeniusza Łazowskiego z tamtych dni:

„..Na szosie z Niska przez Stalową Wolę i Rozwadów coraz większy ruch. Na zachód jadą samochody załadowane ludźmi i tobołami. Z rodzinami ewakuują się niemieccy urzędnicy cywilni, volksdeutsche, a nawet policja. Coraz więcej taborów wojskowych (…….)

Stacja kolejowa w Rozwadowie pełna ludzi. Pociąg za pociągiem załadowany cywilną ludnością niemiecką i Rosjanami, którzy przeszli na stronę Niemców. Pociągi zatłoczone wojskiem z rozbitych na froncie oddziałów. Odwrót! Odwrót! Popłoch! (…….) Jakaż to satysfakcja było patrzeć, jak na stacji Niemcy się przepychają i wymyślają sobie nawzajem!

Ambulatorium pełne. Skaleczenia, owrzodzenia, ludzie w gorączce. Wielu z nich badam na ich wozach na rynku. Wszystkim staram się pomóc. W wagonie towarowym na stacji, zapchanym rosyjskimi kobietami, przyjąłem poród – na słomie, wśród brudnych szmat i kiecek. Ledwo się poród zakończył pociąg odjechał.

©dr Eugeniusz Łazowski
Dr Eugeniusz Łazowski bada pacjenta na wozie przed swoim gabinetem na Rynku. (fot. dr Eugeniusz Łazowski)

Po kilku dniach pojawiły się regularne oddziały wojska niemieckiego. Zza Sanu odzywa się artyleria sowiecka. Artyleria niemiecka zajęła stanowiska po naszej stronie rzeki. Przez rynek przelatują oficerskie auta.

Pod ambulatorium zajechał wojskowy motocykl z przyczepą. Do mego gabinetu wpadł Niemiec w pełnym rynsztunku polowym. Oko w oko stanąłem z pacjentem – żandarmem – mordercą Żydów.

Doktorze, uciekaj! – zawołał. – Jest pan na liście Gestapo, mają pana zlikwidować.

Za co? – spytałem spokojnie. – Pracuję lojalnie jako lekarz…

Ja ostrzegam Zimmermann wie (Rudolf Zimmermann – gestapowiec, kat Stalowej Woli przyp. red.)….. – i wymienił zbrodnię przeciwko niemieckiemu porządkowi: pomoc rannym partyzantom.

Rób pan, co chcesz – zawołał i odjechał. (Dlaczego mnie ostrzegł? Okazało się potem, że wielu zbrodniarzy niemieckich, wobec pewnej klęski Niemiec, starało się przysłużyć Polakom, aby ci mogli w przyszłości zaświadczyć, że uratowali im życie).

Murka (Maria – żona dra Łazowskiego przyp. red.) w lot pojęła, co się dzieje. Chwyciła Oleńkę (córkę Łazowskich) na ręce i wybiegła przez dziurę w płocie. Ja za nią, ale przedtem, z myślą, że nie wiadomo kiedy wrócę, otworzyłem królikom klatkę i spuściłem Brysię (pies Łazowskich) z łańcucha. Wybiegła za mną. Kazałem jej wrócić. Patrzała za mną przez dziurę w płocie i tak pozostała w mojej pamięci. Już nigdy w życiu jej nie zobaczyłem. Dogoniłem Murkę z dzieckiem. Kiedy mijaliśmy Pławo obecnie dzielnica Stalowej Woli), widzieliśmy niemieckie działa na stanowiskach zwrócone w stronę Sanu.

W Stalowej Woli, u mamy, poczuliśmy się bezpiecznie. Przez okna widać było, jak tłum rozbijał niemieckie składy. Wiatr rozwiał wstęgi papieru higienicznego po drzewach i dachach. Ludzie przestali bać się Niemców, a Niemcy bali się strzelać do tłumu. pisał dr Eugeniusz Łazowski.

©Fundacja KEDYW
Jedno z kilku betonowych podstaw na których znajdowały się Niemieckie działa skierowane w stronę rzeki San, które widział dr Łazowski na terenie Stalowej Woli. (ul. Prymasa Stefana Wyszyńskiego, fot. Fundacja KEDYW).

Starcie z Sowietami

Wkrótce przez Stalową Wolę i Rozwadów przetoczył się front. Doszło do ostrych walk pomiędzy sowiecką Armią Czerwoną i żołnierzami niemieckiego Wehrmachtu. W walkach zginęło kilku mieszkańców i spłonął Ratusz na Rynku w Rozwadowie. Zginęło kilkudziesięciu Sowietów i Niemców, których ciała rozproszone były po całym Rozwadowie. Po kilkunastu godzinach walk, teren Stalowej Woli i Rozwadowa był wolny od Niemców. Lecz o „wyzwoleniu” i wolności nie można mówić, za Niemcami przyszedł nowy okupant – sowiecki najeźdźca, który wkrótce zadomowił się i kontynuował równie brutalny terror.

cdn…

 

MW / MKDA

Bibliografia: Archiwum Muzeum Kierownictwa Dywersji Armii Krajowej (w organizacji). Dionizy Garbacz „Brunatne Lata”, Dr. Eugeniusz Łazowski „Prywatna Wojna”.

© 2016-2025 MKDAK. Wszelkie Prawa zastrzeżone. Kopiowanie tekstów, zdjęć lub filmów bez zgody zabronione!

One Comment

  • Betonowa podstawa ze zdjęcia, przeznaczona była dla niemieckich armat przeciwlotniczych Schneider 7,5 cm Flak 97 (f) (popularna 75tka Schneidera przerobiona do potrzeb strzelań przeciwlotniczych), w tzw. Sperrfeuer-Batterie (bateria zaporowa).
    Baterie takich dział były montowane na terenie Polski od roku 1940 i używane do 1942/43.

Comments are closed.

Muzeum Kierownictwa Dywersji Armii Krajowej (w organizacji)