27 grudnia 1943 r. – Pacyfikacja Graby i obława na oddział „Ojca Jana”
Oddział Partyzancki NOW-AK „Ojca Jana” Franciszka Przysiężniaka 1943 r. (fot. Archiwum D. Garbacza)
27 grudnia 1943 roku oddział partyzancki NOW-AK „Ojca Jana” Franciszka Przysiężniaka znalazł się otoczony przez Niemców podczas pacyfikacji wsi Graba na północnym Podkarpaciu. W walce jaka rozegrała się z Niemcami zginęło 9 partyzantów, w tym 5 partyzantów pochodzących ze Stalowej Woli. W pacyfikacji Niemcy zabili 14 mieszkańców wsi, w tym sześcioro dzieci. Po akcji spalili całą wieś.
W grudniu 1943 roku po serii nieudanych akcji oddziału „Ojca Jana”, w których zginęło kilku partyzantów, dowódca oddziału Franciszek Przysiężniak zdecydował zakwaterować oddział przed Świętami Bożego Narodzenia we wsi Graba koło Jarocina (ok. 30 km od Stalowej Woli). Pobyt oddziału w Grabie zaplanował na okres świąt mając nadzieję, że będzie to bezpieczne i spokojne miejsce. W Grabie podczas świąt Franciszek Przysiężniak planował także w skromnej ceremonii poślubić swoją narzeczoną i łączniczkę oddziału Janinę Oleszkiewicz „Jagę”.
W nocy z 22 na 23 grudnia 1943 roku partyzanci oddziału przybyli do malutkiej liczącej wówczas kilkadziesiąt mieszkańców Graby i rozlokowali się po domach we wsi. Wkrótce przybyło też kilku gości oraz bliskich, by razem spędzić święta i aby uczestniczyć we wspomnianym ślubie Jagi i Ojca Jana. Choć ślub w wojennych warunkach partyzanckich miał być cichy i skromny, to rzekomo wieści o jego odbyciu rozeszły się po okolicy. Niemniej jednak Wigilja Bożego Narodzenia minęłą spokojnie, jak i pierwszy dzień świąt.
Złe wieści
26 grudnia nastroje w oddziale drastycznie się pogorszyły, gdy do Graby zaczęły napływać złe wieści. Jak zanotował w swoim pamiętniku żołnierz oddziału Mieczysław Ostrowski ps. „Sęp”, rano do oddziału przyleciał goniec z wieścią, że w oddalonych o kilka kilometrów Golcach pojawiło się 13 aut z Niemcami. W wyniku tych doniesień w oddziale szybko zarządzono pogotowie. Wysłane zostały patrole i wywiad by rozeznać sytuację. Jak pisał dalej Ostrowski, później widać było „…kłęby dymu w Golcach. Do wieczora spokój”. Po wydarzeniach w Golcach, Franciszek Przysiężniak otrzymał meldunek od swojego patrolu, że Niemcy wyruszyli na południe w stronę Niska. Wydawało się, że zagrożenie minęło i żołnierze oddziału pozostali na miejscu.
Obława
Niestety następnego dnia rozpętało się piekło. O godz. 8:30 od strony lasu do Graby wjechali na saniach w białych ubraniach Niemcy, kompletnie zaskakując nieprzygotowanych do walki partyzantów. Wydarzenia tego dnia zapisał w swojej książce „Partyzanci Ojca Jana” żołnierz oddziału Stanisław Puchalski ps. „Kozak” w następujący sposób:
„27 grudnia 1943 r. z rana. Na podwórzu naszej gajówki z kolegami „Wiernym” (Józefem Zawitkowskim) i „Adinem” (Romanem Cieplikiem), przygotowujemy ołtarz. Nadzoruje ks. kapelan „Kalina” Franciszek Lądowicz, którego znałem jako starszego kolegę z niżańskiego gimnazjum. Poznałem go, ale nie zdradzałem się przed nim. Będzie celebrował mszę polową.
Nagle padają pierwsze strzały, najpierw pojedyncze, a potem przechodzą w huraganowy ogień. Pociski z sykiem przelatują nad naszymi głowami. Wpadamy w kwaterę. Ubieram na sweter kurtkę, zarzucam chlebak z amunicją, rkm do ręki i wybiegam na stanowisko ogniowe. Za mną przybiegli koledzy. Przyjęliśmy pozycję strzelecką. Oceniam sytuację. Strzelać nie możemy, bo w naszym kierunku, otwartą, równą przestrzenią biegną ku nam ludzie. Ponieważ w pośpiechu ubrałem nie swoją, trochę za ciasną kurtkę pobiegłem na kwaterę, ubrałem własną. Do wolnego chlebaka naładowałem ciasta świątecznego z kruszonką i wybiegłem i zająłem inne wskazane przez por. „Konara” (Bolesława Usowa – przyp. red.) stanowisko, z którego mogę strzelać, bez obawy rażenia swoich. Na równinie widzę padających ludzi. Palą się zabudowania, ryk bydła. Sytuacja pełna grozy! Wzdłuż wiejskiej drogi, pod osłoną płonących budynków biegną ludzie, widzę wycofujących się z drugiego końca osady partyzantów, którzy w biegu ostrzeliwując się, osłaniają siebie, torując drogę innym. Strzelam w kierunku, z którego lecą pociski. Zmieniam magazynek. Ogień z wolna ustaje, nikt ku nam nie biegnie, na rozkaz „Konara” wycofujemy się w las. Dopędzamy innych. Niektórzy ustają ze zmęczenia, zwłaszcza kobiety. Gruba warstwa śniegu utrudnia bieg. Pomagamy im, holujemy. Odskoczyliśmy z pół kilometra do ośmiuset metrów. Zatrzymujemy się. Dołączają inni. Oficerowie naradzają się. Strzały zupełnie umilkły. Nad lasem chmury dymu. Ale wielu z naszych brakuje. Dowódca wysyła w kierunku Graby patrol pod dowództwem pchor. „Słowiana” J. Kowala. Czas biegnie, brak wiadomości. Idzie drugi patrol. Kiedy w dalszym ciągu brak wiadomości, na patrol idzie „Konar” z kilkoma partyzantami, z których zapamiętałem „Wiernego”. Zgłaszam się i ja. Brak wśród nas brata mojej sympatii Zdzisława Muchy ps. „Pająk”, którego zwerbowałem do organizacji, a który wraz z innymi kolegami zaledwie tydzień temu przybył do oddziału. Miałem moralny obowiązek nim się zaopiekować. Brakuje i jego kolegów ze Stalowej Woli.
Nasz patrol, który wyszedł o wiele później, pierwszy doszedł do Graby. Wyszliśmy z lasu w miejscu, w którym stała gajówka. Obserwujemy pobojowisko. Cała osada spalona. Sterczą tylko kikuty kominów. Pole, którym uciekali ludzie usłane trupami. Niemcy już dawno wycofali się. Wokoło panuje spokój. Biegnę od trupa do trupa szukając „Pająka”, aż dobiegłem do miejsca, gdzie kwaterował. Słońce chyliło się ku zachodowi, czerwienią pogłębiając tragizm spalonej osady. Wzmagał się mróz, śnieg chrzęścił pod nogami.
Nagle spomiędzy kopców wychyla się głowa „Pająka”. Krzyknąłem – „Zdzichu żyjesz?” – i dałem znak do reszty patrolu. Przybiegli koledzy. Ze znalezionego i ocalałego koca zrobiliśmy prowizoryczne nosze, ułożyliśmy rannego „Pająka” i próbujemy go nieść. Wtedy zjawia się mały ośmio – dziewięcioletni chłopak z zakrwawioną twarzą. Okazało się, że był to, nad swój wiek rozgarnięty, doskonały obserwator. Nie zdając sobie sprawy z powagi sytuacji w jakiej się znalazł, widział jak Niemcy dobijali rannych. Nim zajął się nim niemiecki oficer, który wyjął mały pistolet i strzelił doń. Chłopiec upadł, brocząc krwią, stracił przytomność. Odzyskał ja wtedy, kiedy myśmy tam byli. […]
Niemcy zaatakowali w Grabie z kierunku, z którego się ich najmniej spodziewano – od strony lasu, który przylegał do zabudowań gospodarczych. Poprowadzeni przez osobę, zorientowaną w rozstawieniu posterunków ubezpieczających. Zaatakowali stanowisko ckm-u, całą obsługę wybili. To chłopcy, prawie wszyscy ze Stalowej Woli. Byli w oddziale zaledwie tydzień. Byli to: Bogusław Gruszka ps. „Wojnicz”, Jerzy Kubikowski ps. „Mars”, Alfred Perkowski ps. „Jur” i dwaj bracia Szumbarscy: Żytomierz ps. „Żyto” i Zdzisław ps. „Kali”. Razem z nimi na polu chwały poległ Franciszek Kotwica ps. „Bój”, z Przędzela-Kolonii, mój serdeczny kolega szkolny, nieprzeciętny polonista. Zginął ich bezpośredni przełożony podchorąży „Jagoda”, którego nazwiska do tej pory nie udało się ustalić. Ciężko ranny został jeden z Sowietów, podobno w stopniu kapitana. […]
W akcji zginęły osoby przybyłe w odwiedziny do swoich bliskich, Władysława Męcińska, żona por. „Władki”, Stefania Ostrowska matka „Sępa” Mieczysława Ostrowskiego z Leżajska oraz Ludwika Rokosz żona „Jarota” Józefa Rokosza z Rudnika nad Sanem. Zginęli również łącznicy: Jan Cisek ps. „Grab” z Leżajska i (Józef) Kusy, prawdopodobnie też z Leżajska.
Były śmiertelne ofiary spośród mieszkańców Graby, nie tylko dorośli, ale i małe dzieci. Zginęli: Katarzyna Bielak, Sebastian Buchowicz, Józef Gagat, Julia Gagat, Leon Gagat, Maria Grząska, Janina Mika, Maria Mika, Władysław Mika, Jan Mikołajczyk, Franciszka Olszowy, Sebastian Olszowy, Antoni Serafin i Ignacy Soja. Razem czternaście osób, dodam, Bogu ducha winnych osób.”
Oskarżenia
Po wojnie były partyzant oddziału Jerzy Filip ps. „Biga” pisał w swoich wspomnieniach, że do dowództwa oddziału przychodziły meldunki z sąsiednich wsi o tym, że w okolicy gromadzą się Niemcy. Filip twierdził też, że dowództwo nie zwracało na niepokojące meldunki uwagę. Inne powojenne relacje osób z oddziału mówią też, że rozbawione dobrą świąteczną atmosferą dowództwo zlekceważyło sytuację w pobliskich Golcach i przychodzące meldunki. Po wydarzeniach w Grabie w oddziale zaistniały spory wśród żołnierzy i szeroko komentowane były kontrowersyjne decyzje dowódcy Franciszka Przysiężniaka. Sytuacja po niemieckiej akcji w Grabie negatywnie wpłynęła na cały oddział, który o mało nie poszedł wówczas w rozsypkę. Po obławie w Grabie odszedł z oddziału Józef Zadzierski ps. „Wołyniak” oraz zastępca dowódcy Bogumił Męciński ps. „Władka”. Za „Wołyniakiem” jak i za „Władką” poszło kilku partyzantów, ale oddział jednak przetrwał i walczył dalej. Wydarzenia w Grabie jak pisał Stanisław Puchalski były „Najtragiczniejszym momentem w historii tego oddziału”.
Odwet „Władki”
Na kilka dni po akcji w Grabie Bogumił Męciński „Władka” pomścił napad w Grabie, w którym zginęła także jego żona Władysława. Według niego o ślubie „Ojca Jana” i „Jagi” Niemców poinformowały dwie siostry Zwarotniakówny z Wólki Tanewskiej. W kilka dni po akcji w Grabie, w noc sylwestrową „Władka” wraz ze swoją grupą otoczyli dom Zawrotniaków. W akcji odwetowej zostały zlikwidowane siostry Zawrotniakówny oraz mąż starszej siostry – niemiecki żołnierz Wehrmachtu Friedrich Huckel oraz przebywająca wówczas z wizytą u Zawrotniaków Aniela Chmura. Mimo, że w odwecie „Władki” zginął jeden Niemiecki żołnierz, Niemcy nie zastosowali wobec lokalnej ludności żadnych represji.
Śledztwo „Ojca Jana”
Według pozostałych w oddziale partyzantów, winny za akcje w Grabie był żołnierz oddziału, nijaki kapral „Wysocki”, który 10 dni wcześniej podczas dowodzenia patrolem znikł z oddziału i nie powrócił. Na drugi dzień po obławie w Grabie rozpoznany został podczas gdy w okolicy partyzanci mijali miejsce postoju oddziału Narodowych Sił Zbrojnych (NSZ) Wacława Piotrowskiego „Cichego”. Wśród żołnierzy Cichego zauważony został Wysocki. Według relacji osób z Graby „Wysocki” był widziany wcześniej z karabinem w niemieckiej ciężarówce podczas obławy. Podczas tego spotkania o zaistniałej sytuacji poinformowane zostało dowództwo „Cichego” i „Wysocki” od ręki został wydany Ojcu Janowi. Podczas śledztwa w oddziale „Ojca Jana” Wysocki przyznał się do swoich zarzutów. W imię Polskiego Państwa Podziemnego został skazany na karę śmierci za zdradę. Wyrok wykonany został natychmiast. Wysocki zawisł na gałęzi.
MW / MKDAK
Bibliografia: Archiwum Muzeum Kierownictwa Dywersji Armii Krajowej (w organizacji), Stanisław Puchalski „Partyzanci Ojca Jana”, Dionizy Garbacz „Brunatne Lata”, „Przechodniu, pochyl czoła”.
© COPYRIGHT 2016-2023. Wszelkie Prawa zastrzeżone. Kopiowanie tekstów, zdjęć lub filmów bez zgody zabronione!